26 marca 2000. Los Angeles. 72. gala Oscarów. Andrzej Wajda odbiera z rąk Jane Fondy upragnioną statuetkę za całokształt twórczości reżyserskiej. Na specjalnym ekranie wyświetlona zostaje krótka kompilacja jego filmowych dokonań. Gwiazdorskiej widowni przypomniane zostają kreacje Zbigniewa Cybulskiego, Gérarda Depardieu czy Teresy Iżewskiej, która w Kanale stworzyła zachwycającą rolę łączniczki Stokrotki, skazując na międzynarodowy sukces film, 31-letniego wtedy Wajdę i – wydawałoby się – siebie samą. Iżewska nie ogląda jednak tej uroczystości ani w Stanach Zjednoczonych, ani nawet w telewizji. Od 18 lat spoczywa w skromnym grobie na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku.
Nawet dzisiaj jej nazwisko rozgrzewa jeszcze regularnie nagłówki mediów: Teresa Iżewska miała szansę podbić Hollywood. Jeden wywiad zniszczył jej karierę (Onet), Teresa Iżewska: Była piękna i zdolna, ale niefortunna wypowiedź zniszczyła jej życie (Viva), Film „Kanał” otworzył jej drzwi do międzynarodowej kariery. Zamknęła je jednym zdaniem w wywiadzie (Gazeta), Monroe zapraszała ją do Hollywood, ale władze PRL nie wybaczyły udzielonego wywiadu (Plotek), Teresa Iżewska: Odeszła przedwcześnie w wieku 49 lat. „Bardzo długo umierała” (Interia).
Jak prawdziwa jest ta historia?

Ukradzione dzieciństwo
Przyszła na świat 8 kwietnia 1933 roku w Warszawie, 6 lat przed wybuchem II wojny światowej. O urodzonych w tym okresie mówiło się później jako o pokoleniu wojennej młodzieży. Były to dzieci nie tylko okaleczone fizycznie – ranione pociskami i odłamkami bomb, głodne i chore, jeśli w ogóle udało im się przeżyć. Najbardziej dotkliwy ślad zostawiały jednak rany psychiczne. Żyły przecież w nieustannym strachu i rozpaczy, naznaczone były okrucieństwem i utratą bliskich, wychowane w nieufności do świata i braku sensu.
Na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie wciąż można odwiedzić grób Stanisława Jeżewskiego, ojca Teresy. Zmarł 30 lipca 1943 roku, a więc wcale nie w powstaniu warszawskim, jak podają niektóre źródła. Nie wiadomo, czy była to śmierć tragiczna, jego nazwisko nie znajduje się w oficjalnym spisie ofiar wojny. Podobno już w latach trzydziestych zaczął używać nazwiska w formie Iżewski przy okazji wyjazdów do Stanów Zjednoczonych. W każdym razie, w wieku 10 lat Tereska straciła ojca i znalazła się pod opieką samotnej matki.
9 lat później, jako wkraczająca w dorosłość młoda kobieta, ukończyła liceum i rozpoczęła studia na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Warszawskiego. Wtedy wydarzyła się niespodzianka, gdyż dostała się również na Wydział Aktorski warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. W dodatku od razu na drugi rok studiów, co oznacza, że podczas egzaminów musiała zrobić wrażenie na legendzie polskiego kina i teatru, Aleksandrze Zelwerowiczu. Studia ukończyła w roku 1957. Wcześniej została wypatrzona i zaangażowana do pracy na planie filmu Kanał, poświęconemu powstaniu warszawskiemu i reżyserowanemu przez 7 lat starszego od niej Andrzeja Wajdę.

Maj 1957 w Cannes
Realizacja filmu Kanał wiązała się z wieloma problemami ówczesnych czasów. Po pierwsze twórcy musieli uzyskać niezbędne pozwolenia od instytucji cenzorskich, w czym pomogła śmierć pierwszego sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta w marcu 1956 roku. Nowe władze rozpoczęły tak zwaną odwilż gomułkowską, w wyniku której m.in. uwolniono tysiące więźniów politycznych, powrócono do nazwy Katowice zamiast Stalinogród, a także zezwolono na tworzenie dzieł pozbawionych propagandy komunistycznej w sztuce, muzyce i kinematografii. Kanał mógł zatem powstać.
A gdy już powstał, nowym wyzwaniem stał się kontrowersyjny odbiór filmu w Polsce. Ledwo 13 lat po Sierpniu 1944, pamięć o wojnie i powstaniu warszawskim wciąż była żywa. Oczekiwania wobec filmu były ogromne. Tymczasem zamiast oczekiwanego pomnika chwały polskich bohaterów, widzowie ujrzeli naznaczony chaosem i bezsensem obraz klęski brudnych powstańców. Mimo że Wajda zapierał się, że jest to hołd dla „szalonej odwagi i godności tych ludzi”, to widownia bywała rozczarowana i zniesmaczona. W późniejszej autobiografii reżyser okazał zrozumienie nastrojom społecznym:
Ten film nie mógł ich usatysfakcjonować. Wylizali już rany, opłakali bliskich i teraz chcieli zobaczyć ich moralne i duchowe zwycięstwo, a nie śmierć w kanałach.
Kanał zadebiutował na ekranach kin 20 kwietnia 1957 roku, a już po niecałym miesiącu został doceniony na Festiwalu Filmowym w Cannes, gdzie otrzymał Nagrodę Specjalną Jury (zwaną też Srebrną Palmą). Inaczej niż w Polsce, na arenie międzynarodowej film został okrzyknięty sensacją. Inspirowany włoskim neorealizmem, pesymistyczny, uniwersalny w wymowie, o wysokim poziomie artystycznym, z zachwycającą Teresą Iżewską w roli głównej. Kanał zwrócił uwagę Zachodu na polską kinematografię, rozpoczął nurt tzw. Polskiej Szkoły Filmowej oraz karierę młodego Andrzeja Wajdy. Zwrócił też uwagę na przepiękną Iżewską, która osobiście pojawiła się na festiwalu.
Jej córka Ewa (w świetnym artykule Gabrieli Pewińskiej w Dzienniku Bałtyckim) wspominała po latach:
Pamiętam pewien dzień, gdy mama odwiedziła nas tuż przed swoją podróżą do Cannes, gdzie wybierała się cała ekipa filmu „Kanał” z Andrzejem Wajdą na czele. Przyjechała, żeby razem z matką uszyć suknię na festiwalową galę. Szyły tę jasną kreację przez całą noc. Podpatrywałam ją przez uchylone drzwi, piękną, zjawiskową postać, jej długie włosy…




Będąc we Francji 24-letnia Iżewska mogła poczuć się jak w bajce. Otrzymała nagrodę zespołową, plakaty z jej twarzą zdobiły ściany budynków, prasa zabiegała o jej uwagę. Na festiwalu byli obecni Elisabeth Taylor czy Henry Fonda, nie było na nim natomiast ciężarnej wtedy Marilyn Monroe, która według legendy miała namawiać Iżewską do przyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Trudno dzisiaj doszukać się oryginału wypowiedzi dla jednego z francuskich magazynów, kiedy to Iżewska miała narzekać na niskie zarobki polskich aktorów. Tymczasem miało to zaważyć na całym jej dalszym życiu.
Niespodziewany koniec kariery filmowej
Rola w Kanale okazała się nieśmiertelna. Blondwłosa na ekranie Iżewska wcieliła się w postać powstańczej łączniczki Stokrotki, która przeprowadza przez warszawskie kanały ciężko rannego podchorążego Koraba (w tej roli Tadeusz Janczar). Po długim błądzeniu w ściekach, para ostatkiem sił znajduje wyczekiwany wylot do Wisły. Radość przemienia się w rozpacz, gdy okazuje się, że wyjście zagradza niemożliwa do pokonania krata. Nadzieja na przeżycie rozpływa się – wyczerpana Stokrotka gładzi konającego ukochanego po włosach. Ta poruszająca scena przeszła do historii polskiego kina.
Wydawało się, że przed aktorką mającą na koncie tak spektakularny start kariera stoi otworem. Jednak nieszczęsna krata z końcówki Kanału metaforycznie zamknęła jej drogę również w prawdziwym życiu. Serwis filmowy IMDb informuje, że Iżewska zarabiała w Polsce równowartość 12 dolarów miesięcznie, a z okazji wyjazdu do Cannes otrzymała sukienkę i parę butów. Czyżby to właśnie był fragment owej wypowiedzi, której nie znamy, a która miała rozgniewać polskie władze? Czyżby właśnie z powodu tych słów została uwięziona za żelazną kurtyną? W 1959 roku zabrakło jej w Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymała prestiżową nominację na Najbardziej obiecujący debiut filmowy na festiwalu BAFTA, brytyjskim odpowiedniku amerykańskich Oscarów. Odmawiano jej zgody na wyjazdy zagraniczne, a i w kraju zainteresowanie jej osobą niespodziewanie zaczęło gasnąć.

Mimo wszystko po Cannes Iżewska zagrała jednak istotne role w czterech polskich filmach: w Ranchu Texas (1958) Wadima Berestowskiego, Bazie ludzi umarłych (1959) Czesława Petelskiego, Nafcie (1961) Stanisława Lenartowicza oraz Spotkaniu w Bajce (1962) Jana Rybkowskiego. Występowała u boku takich wirtuozów kina jak Leon Niemczyk, Tadeusz Łomnicki, Gustaw Holoubek, Wiesław Gołas, Stanisław Mikulski czy Emil Karewicz. Z ekranu zaczęła znikać nagle – około roku 1963. Na resztę jej dorobku filmowego składa się kilkanaście epizodycznych występów, często nie była nawet oficjalnie uwzględniona w obsadzie. Ostatni raz pojawiła się w kilku scenach filmu Odwet (1983) Tomasza Zygadły, który na ekrany wszedł blisko półtora roku po jej śmierci.
Teresa Iżewska w Gdańsku
Podczas gdy aktorka powoli znikała z dużego ekranu, coraz łatwiej można było ją zobaczyć na deskach teatralnych. Już w latach 1958–1963 występowała w Teatrze Dramatycznym we Wrocławiu (zagrała Kleopatrę w Idach marcowych według Thorntona Wildera), następnie przez rok w Teatrze Ludowym w Krakowie. Od 1964 roku była na stale związana z gdańskim Teatrem Wybrzeże, który korzystał wtedy m.in. z gościnności Opery Bałtyckiej, a na odbudowę swojej siedziby na Targu Węglowym mial poczekać jeszcze trzy lata. Mimo wszystko Wybrzeże posiadało duże ambicje i znany na całą Polskę zespół. Wystawiało współczesne sztuki polskie i światowe, angażowało najlepszych reżyserów.
Widzowie w Gdańsku mogli zobaczyć Iżewską w licznych spektaklach, m.in. jako Alę w Tangu według Sławomira Mrożka (1965), Dobrego ducha w Nie-Boskiej komedii według Zygmunta Krasińskiego (1973), Damę w Dziadach według Adama Mickiewicza (1979), jak również w sztukach Moliera, Williama Shakespeare’a czy Stanisława Wyspiańskiego. Występowała w zespole aktorskim pełnym znakomitych nazwisk, jak Halina Winiarska, Henryk Bista i Jerzy Łapiński. Co zastanawiające, chyba nigdy nie otrzymała głównej roli, choć jej nazwisko na plakatach umieszczano najczęściej w pierwszej linijce, wśród najważniejszych gwiazd.

W trakcie blisko 20-letniego pobytu w Gdańsku aktorka mieszkała przy ul. ks. Sychty 2 (wtedy Modzelewskiego). Znajomi opowiadali, że miała duże poczucie estetyki. Urządzała i dekorowała mieszkanie według własnych pomysłów. Ponadto doskonale szyła, świetnie gotowała, dużo czytała, przepadała za poezją. Jej spore mieszkanie było obwieszone lustrami, w których lubiła się przeglądać. Często przyjmowała gości, przyciągała zwłaszcza mężczyzn.
Jedna z najsławniejszych aktorek Teatru Wybrzeże, Lucyna Legut, wspominała ją jako kobietę barwną, ale z problemami:
Miała piękną twarz, zgrabną kibić. Niekiedy tyła, ale potrafiła w krótkim czasie schudnąć o kilkanaście kilogramów, jeśli taka była potrzeba (na przykład do roli). Ubierała się świetnie, ze smakiem i doskonale szyła! Sobie i swoim mężczyznom. Czasem prowadziła życie rozwiązłe, a czasem ascetyczne, w tym drugim wypadku starała się wszystkim doradzać, aby żyli cnotliwie. Urządzała w domu wieczorki poezji – przychodzili młodzi poeci, a ona czytała ich poezję. Znana była z manii prób popełniania samobójstwa – zawiadamiała różne osoby, że zamierza odejść z tego świata. Pędziliśmy do niej, aby jej to wybić z głowy.
Cześć Tereska, czyli ostatni rok przed śmiercią
Jesienią 1981 roku Iżewska, po 7 latach nieobecności, niespodziewanie wróciła na plan filmowy. Był to jakby jubileusz – dokładnie 25 lat wcześniej pracowała na planie Kanału. Teraz chodziło o ekscentryczny film Odwet Tomasza Zygadło. Chociaż akcja toczy się w schronisku górskim w Pieninach, sceny wewnętrzne kręcono we Wrocławiu. Iżewska zagrała jedną z kilkunastu dojrzałych kobiet, które przyjechały na zjazd absolwentek. Na ekranie sprawia dziwne wrażenie. Raz jest pięknie zamyślona, innym razem infantylna i niedopasowana, jakby zaskoczona w czym uczestniczy. Wypowiada tylko kilka słów. Film kończy się wulgarną sceną orgii w szczególnym gronie: obok Iżewskiej biorą w niej udział Leon Niemczyk, Roman Wilhelmi, Zofia Czerwińska. Fabuła Odwetu opowiada o gorzkiej konfrontacji dorosłych ludzi ze swoimi młodzieńczymi ideałami. Dwóch głównych bohaterów dokonuje bilansu życia, próbuje się odmłodzić i ponosi klęskę. Dziwnie mocno koresponduje to wszystko z sytuacją Iżewskiej.

Tymczasem 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny. Jako kolebka Solidarności, Gdańsk znalazł się w centrum wydarzeń. Ulice miasta opanowało wojsko i czołgi. Wśród internowanych była m.in. gwiazda Teatru Wybrzeże, Halina Winiarska. Odwołano grudniową premierę Betleem polskiego według Lucjana Rydla, w której Teresa Iżewska miała grać Anioła. Aktorów urlopowano, a placówki kultury zamknięto. Dopiero pod koniec stycznia 1982 roku zaczęto przywracać działalność teatrów. Teatr Wybrzeże stał się wtedy miejscem kipiącym emocjami, pełnym nadziei i patriotycznego buntu. Publiczność tłumnie dziękowała aktorom za ich postawę. Mnóstwo zainteresowania wzbudzało zwłaszcza Betleem polskie, które nagle nabrało nowego znaczenia. Jedna z aktorek powiedziała o widzach: „Nigdy nas nie kochali tak, jak w tamtym okresie”.
Mimo że cenzura mocno ingerowała w działalność teatru, na czerwiec 1982 roku udało się zaplanować premierę Vatzlava, stworzonego przez Stanisława Mrożka 14 lat wcześniej. Sztuka opowiada o człowieku, który otrzymuje od losu szansę odnalezienia siebie na nowo, gdy rozbija się na tajemniczej wyspie. Główną rolę powierzono aktorowi Jerzemu Kiszkisowi – prywatnie mężowi Haliny Winiarskiej, również internowanemu w grudniu. W próbach, jako hrabina Nietoperzowa, aktywnie brała udział Iżewska.
W Vatzlavie zadebiutowała młoda gdańszczanka Beata Poźniak, która później zagrała w oscarowym JFK Olivera Stone’a:
Dzięki gdańskiemu przedstawieniu zdążyłam jeszcze poznać Teresę Iżewską, która miała grać Nietoperzową. Byłyśmy w tej samej garderobie. Ja – nowa, świeża, i ona, po roli w „Kanale” Wajdy. Rasowa aktorka, bardzo mi imponowała. Na próby przynosiła termos z kawą, w której było więcej fusów niż płynu, syrop przypominający smołę. Nie byłam w stanie przełknąć ni kropli. Któregoś dnia Teresa nie przyszła na próbę. Pojechali po nią. Za późno. Potem mówiono, że zatruła się gazem…

W przedstawieniu wystąpił też Ryszard Jaśniewicz, który wspominał później w Dzienniku Bałtyckim:
Gdański „Vatzlav” zapisał się w mojej pamięci nie tyle Mrożkiem, ile Teresą Iżewską, naszymi serdecznymi rozmowami w teatralnym bufecie. I ten tragiczny dzień, gdy nie przyszła na próbę… Jeszcze bodaj dwa miesiące walczyła o życie w szpitalu. Z racji pogrzebu Teresy spóźniłem się na spotkanie w miejscowości Bożepole. Odtąd, ilekroć przejeżdżam tamtędy, wołam: „Cześć, Tereska!”. I przypomina mi się od razu i gdański „Vatzlav”, i Mrożek…
Iżewska nie odzyskała przytomności. Koleżanki z Teatru Wybrzeże przychodziły do szpitala myć jej włosy, czesać i malować paznokcie. Anioł w sztuce Betleem polskie nadal jeszcze mówił jej głosem, który był odtwarzany z nagrania. Aktorka rozstała się z życiem 26 sierpnia 1982 roku. Miała 49 lat. Trzy lata później dołączyła do niej mama, Irena Iżewska.
Nie wiedziała, co znaczy być szczęśliwą
W Nieznośnej lekkości bytu Milan Kundera pokazał jeden ze sposobów niszczenia niepokornych ludzi w systemie komunistycznym. Bohater powieści, Tomasz, świetny chirurg i kandydat na ordynatora szpitala, odmawia publicznego odwołania artykułu krytykującego władzę. W efekcie traci awans, pracę, a nawet możliwość wykonywania zawodu. Pracuje myjąc okna. Nikt go nie bije, nie straszy bronią, wszystko odbywa się w białych rękawiczkach. Nieposłuszna jednostka zostaje po cichu upokorzona i zniszczona.
W najbardziej popularnej wersji życiorysu, taki sam los spotkał Teresę Iżewską. Jednak podobnie jak u bohatera Kundery, prawda jest zapewne bardziej skomplikowana niż nagłówki. Aktorka miała przeciwko sobie nie tylko partyjną rzeczywistość, ale przede wszystkim samą siebie. Trudno wyjaśniać wyłącznie dawnym wywiadem w Cannes spadającą rangę występów filmowych i teatralnych. Trudno zrozumieć, dlaczego żaden reżyser nie zaangażował jej po raz drugi i dlaczego zapomniał o niej Wajda. Jej stan psychiczny w ostatnich latach wyraźnie dawał przyjaciołom do zrozumienia, że wcześniej lub później pożegna się ze światem.
W szczególności życie uczuciowe tej pięknej kobiety nie było usłane spokojem i spełnieniem. W książkach i gazetach krążą liczne opowieści o jej romansach, choćby ze scenarzystą Januszem Głowackim, reżyserem Andrzejem Wajdą czy pisarzem Markiem Hłasko, który w 1969 roku też przegrał walkę z własnymi demonami. W wieku 41 lat miała już za sobą trzy nieudane małżeństwa. Pierwszym jej mężem był śpiewak Andrzej Wincior (ur. 1928), drugim reżyser Piotr Paradowski (ur. 1932), a trzecim aktor Zbigniew Grochala (ur. 1944). Doczekała się jednego dziecka, urodzonej w 1951 roku Ewy, która w wieku dorosłym wyjechała z kraju.
Ważne światło na jej problemy rzuca właśnie wspomnienie córki:
Była jak dobry kumpel. Wielki świat mojej matki, teatru i jej szaleństwa. Świat jej emocji, poszukiwania miłości i bólu. Moja mama… Po jej śmierci próbowałam sobie poukładać to wszystko. Zobaczyć jej świat moimi oczami, oczami, mnie – już wtedy matki. I zobaczyłam jej życie, smutne. I samotne. Kobietę podziwianą i utalentowaną, ale po pięknym starcie u Wajdy chyba niespełnioną artystycznie. Rozmawiałyśmy sobie kiedyś o tym niespełnieniu z babunią. Jakaś mroczna tajemnica tkwi w tym wszystkim. Mamą rządziły emocje. Dlaczego rano była szczęśliwa, ale wieczorem już nie chciała żyć? Było w niej i dziecko, i kobieta. Może dlatego tak uwielbiali ją mężczyźni. Ona sama nie wiedziała, jak chce żyć. Nie wiedziała, co znaczy być szczęśliwą.
Lucyna Legut, która przewidywała tragiczny los koleżanki z teatru, widziała to następująco:
Iżewska najbardziej się bała starości. I chyba to ją pchało do opuszczenia świata, na którym niestety wszyscy się starzeją.
Z kolei krytyk filmowy Maciej Maniewski w artykule Gdzie są dziewczyny z tamtych lat pisał:
Trudno dziś powiedzieć, dlaczego Teresa Iżewska nagle zniknęła z ekranów. Całkowicie. Pozostała aktorką teatralną. Występowała na scenach Wrocławia, Nowej Huty, Poznania, Gdańska. Reżyserzy filmowi zapomnieli o niej zupełnie. W ciągu prawie 20 lat wystąpiła zaledwie w dwóch epizodach, nie rozpoznawana przez nikogo. Zmarła w 1982 roku, żegnana tu i ówdzie lakonicznymi notatkami. Smutne to pożegnanie.

Teresa Iżewska wlokła za sobą postać Stokrotki z Kanału. Pamiętano o tej roli, pytano o nią i nawiązywano do niej, a ona nie potrafiła przebić jej niczym lepszym. Nawet jeśli rzeczywiście naraziła się partyjnym decydentom i tuż po debiucie w Kanale straciła największą szansę swojego życia, miała jeszcze wiele kolejnych lat na spełnienie się w świecie filmu, teatru i prywatnie. Ostateczny kres tych marzeń nadszedł w roku 1982.
Szczęśliwie Teresa Iżewska pozostawiła po sobie pewien dorobek, którym wciąż możemy się delektować. Warto wrócić do wybitnego Kanału Wajdy czy innych filmów z okresu Polskiej Szkoły Filmowej. Warto też czasem odwiedzić na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku panią Teresę. Ponoć lubiła ludzi i zawsze chętnie przyjmowała gości.
Pochowana na Cmentarzu Łostowickim
Dzisiaj łatwo możemy odwiedzić panią Teresę na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku. […]